Bajka o małej dziewczynce

Pewnego dnia na świat przyszła mała A. Rodzice A., mama J. i tata W. byli bardzo szczęśliwi. Pierwsza ich córeczka niestety zmarła, więc ich radość i szczęście z tego, że A. jest cała i zdrowa było ogromne. Kiedy A. była bardzo mała opiekowała się nią mama, ponieważ tato bardzo dużo pracował na utrzymanie rodziny. Mama A. zajmowała się nią, jak najlepiej umiała. Kąpała ją w wanience, przebierała jej pieluszki. Stawiała z nią pierwsze kroki. Była dla niej wsparciem, kiedy A. miała kolki, karmiła ją. Gdy A. miała oczko chore, rodzice zawieźli ją do pana doktora. Pan doktor musiał zrobić jej zabieg. Rodzice cały czas wspierali A. i byli przy niej. Mamusia zmieniała jej opatrunki. Tatuś płacił za wizyty u pana doktora. A. lubiła być noszona na rękach, rodzice czasami mieli dość, ale mimo niechęci, robili to. Bardzo kochali córkę. Z czasem dziewczynka była coraz większa. Rodzice mieli mniej czasu. Zatroszczyli się o nią w taki sposób, że kiedy pracowali oddawali ją pod opiekę babci. Mama J. i tata W., dawali jej też wsparcie w postaci materialnej. A. miała co jeść, w co się ubrać, miała też domek, jednak marzyła o tym, aby mieć pieska. Rodzice chcieli, aby miała jak najlepiej w życiu więc w niewielkim czasie kupili jej pieska. Kiedy  była w 2 klasie podstawówki czasami odczuwała ból brzuszka. Rodzice się martwili co się dzieje. Zawozili ją do szpitala. A. bała się spać sama. Kiedy odczuwała strach mamusia albo tatuś chodzili do niej i spali z nią w trudnych dla niej chwilach. Dziewczynka miewała trudności z zadaniami domowymi. Mamusia pomagała jej w ich odrabianiu. Razem z nią uczyła się tabliczki mnożenia. A. często opowiadała, jak razem z mamusią lubiły chodzić do kina na bajki. Najbardziej lubiły ‘’Shreka’’ oraz ‘’Potwory i spółka’’. A. nie pamięta gdzie był tatuś i mamusia kiedy była w podstawówce. Pamięta tylko, jak co roku jeździła z mamusią na wakacje do ciepłych krajów. Potem kiedy A. dorastała nie chciała wsparcia od rodziców. Rodzice nie wiedzieli co się z nią dzieje. Chcieli jej pomóc, ale nie wiedzieli jak. Chcieli dać jej wsparcie ale nie wiedzieli dlaczego A. je odrzuca. Kiedy miała 14 lat, dowiedzieli się, że A. została skrzywdzona przez złego wilka. Upolował ją jak zdobycz, lecz A. zdołała się uratować. Cztery miesiące po tym jak rodzice dowiedzieli się, że została skrzywdzona przez A. zaczęła zjadać trujące substancje. Rodzice byli zrozpaczeni. Bardzo ich to bolało. Nie wiedzieli co mogą zrobić w tej sytuacji. Chcieli jej pomóc. Bardzo. A. tego nie widziała. Tato dziewczynki zdecydował się, że panowie policjanci dobrze zaopiekują się jego córką. Po jakimś czasie uważali, że A. sobie poradziła i już nie zajada trujących substancji. Jednak nie wiedzieli, że kłamie i nadal nie może sobie poradzić. Rodzice próbowali zdobyć z nią jakiś kontakt, ale nie wiedzieli co mają zrobić. Rozmawiali z nią czasami, chcieli jej pomóc, ale ona tego nie chciała. Po jakimś czasie się poddali. Nie dopuszczali myśli, że A. może dalej jeść trujące substancje. A. nie mogła już tego znieść i przyznała się, że nie przestała się truć. Rodzice zaopiekowali się nią jak najlepiej potrafili. Dali jej wsparcie zawożąc ją do miejsca, w którym nie  jadła już trujących substancji. Rozstanie było dla nich bardzo trudne, ale wiedzieli, że to jedyne wyjście z trudnej sytuacji. Teraz A. nadal jest w tym miejscu. Jest to niewielka chatka. W której mieszka kilka osób. Rodzice odwiedzają ją, rozmawiają z nią dużo. Przytulają ją kiedy są obok. Jej tatuś dużo pracuje, aby mogła mieszkać w tym miejscu, bo pobyt tam jest bardzo drogi. Teraz mają nadzieje, że już wszystko będzie dobrze i A. nie będzie odrzucać ich wsparcia. Chcą być jak najbliżej. Bardzo ją kochają i chcą, aby była szczęśliwa.

(Autor K. A. )

Przygody małego Kazika

Dawno, dawno temu, za górami, za lasami żyło małżeństwo. Pewnego dnia żona zapragnęła syna, co wzbudziło radość w mężu. Po roku urodził im się syn. Rodzicie chłopca mieli duży dylemat jak dać mu na imię, aż w końcu zdecydowali, że synek będzie miał na imię Kazik. Imię to miało oznaczać inteligentny, sprytny, beztroski i odważny. Kazik od małego był bardzo energiczny, beztrosko biegał po łące, gonił motyle, a jego ulubioną zabawą było taplanie się w błocie. Po śniadaniu wychodził bawić się i wracał po zmroku cały brudny, co śmieszyło mamę. Tata reagował inaczej, denerwował się na Kazika, że znów jest cały brudny. Mimo wszystko kochał bardzo syna. Gdy chłopiec miał 7 lat, mama zachorowała i przez dwa miesiące przebywała w szpitalu. Mały Kazik odwiedzał z tatą chorą mamę w szpitalu. Chłopiec czuł szczęście podczas odwiedzin, smutek zaś gdy musiał się żegnać. Gdy mama wyszła ze szpitala nadal była chora i cały czas musiała przyjmować leki. Był to czas, gdy życie małego Kazika wywróciło się do góry nogami. Gdy rodzicie byli w pracy małym Kazika zajmowała się babcia i ciocia przy której był bardzo niegrzeczny. Psocił, bił ją, w ogóle jej nie słuchał a całe dnie spędzał po za domem, na podwórku grając w piłkę, łapiąc motyle czy bawiąc się w błocie. W końcu nadszedł czas, gdy mały Kazik musiał iść do szkoły. Początkowo był podekscytowany, ale z czasem ekscytacja przerodziło się w zniechęcenie. W szkole dużo rozrabiał, nie słuchał się nauczycieli co złościło rodziców. Mimo że rodzice byli źli na chłopca, nie przestawali go kochać.
Gdy Kazik zrobił się starszy kolega, zaproponował mu przygodę na którą się zgodził się bez wahania. Od razu wyruszyli do Dopalandi. Kazik był bardzo zachwycony tym miejscem, mimo że kolega zachowywał się dość dziwnie. W tej krainie liczyła się tylko radość. Chłopcy biegali, pływali w basenach, zjeżdżali na zjeżdżalniach, skakali na trampolinach przez cały dzień. Gdy zbliżał się zmrok Kazik  musiał wracać do domu. Pobyt w Doaplandii sprawił, że Kazik chciał tam przebywać więcej i więcej. Nie mógł doczekać się kiedy kolejny raz odwiedzi tą krainę. Jednak z każdym razem gdy tam był czuł mniej radości, którą przysłaniał smutek.
Pewnego razu Kazik tak zadurzył się w tym miejscu, że w ogóle go  nie opuszczał. Doszło nawet do tego, że zamiast chodzić do szkoły, Kazik odwiedzał Dopalandię. Zachowanie Kazika, podobnie jak wcześniej jego kolegi stawało się coraz bardziej dziwne. Przestał rozumieć się z rodzicami i opuścił się w szkole. Jednego dnia mama Kazika wzięła go na rozmowę. Rozmawiali bardzo długo. Po tym Kazik miał lepszy kontakt z mamą. Z tatą nawet zaczął jeździć na ryby a z mamą chodzić na spacery. W tym czasie urodziła się Kazikowi siostra, co sprawiło, że był bardzo radosny. Spędzał z nią bardzo dużo czasu. Gdy Kazik nie schodził do Dopalandii czas spędzał jak kiedyś ze swoimi przyjaciółmi. Odkrył także nowe hobby, zaczął biegać i lubił pokonywać różnego rodzaju przeszkody.
Któregoś dnia poznał Fiałka. Był to chłopiec podobny do Kazika. Razem biegali i zdobywali nowe doświadczenia. Pewnego dnia Kazik zobaczył wiewiórkę i pobiegł za nią aż wpadł do głębokiej dziury. Dziura okazała się być podziemną jaskinią w której Kazik spotkał różne dziwne stwory, które bardzo serdecznie go przywitały. Kazik został poczęstowany kolacją. Po dwóch dniach dowiedział się, że ta kraina nazywa się Mahualandia. Kazik do domu wrócił dopiero po 4 dniach pobytu w tym osobliwym miejscu. Gdy wrócił mama dowiedziała się gdzie przebywał jej syn i zabroniła mu tam chodzić. Oczywiście Kazik nie posłuchał zakazu mamy i przez cały rok odwiedzał Mahualandię co doprowadziło go do tego, że zachorował. Rodzice postanowili, że Kazik pojedzie do sanatorium, co wzbudziło w nim złość. Kazik nie zgadzał się z decyzją rodziców, więc poszedł z Fiałkiem do owej krainy. Jednak Kazikowi przestało się w Mahuolandii podobać. Kolega zaproponował Kazikowi podróż do innej krainy, w której Kazik jeszcze nie był, dlatego też początkowo nie chciał się zgodzić. Jednak kolega szybko przekonał Kazika i spuszczając się przez toaletę wylądowali w Fetalandii. Kazik nie mógł się tam odnaleźć mimo tego, że był bardzo energiczny, miał poczucie siły, cały czas biegał. Gdy wrócił do codziennego świata, cały czas myślami wracał do odkrytej krainy, chciał tam znów być, chciał więcej i więcej, lecz rodzice zabrali Kazika do sanatorium. Na początku chłopiec nie traktował swojego pobytu poważnie, przez cały czas myśląc o krainach w których był. Z biegiem czasu jego myślenie uległo zmianie i przestał tęsknić a także lubić owe krainy. Po 11 miesiącach pobytu w sanatorium Kazik zdecydował się uciec, po czym wrócił na tydzień do domu. Czas ten spędził przyjemnie, z przyjaciółmi, z rodziną. Gdy spotykał Fiałka nawet nie mówił mu „cześć” i stali się dla siebie obcy. Mama Kazika zdecydowała, że pojedzie ponownie do innego sanatorium. Bardzo go to złościło, że nikt  nie chce dać mu szansy, czuł się odrzucony, niechciany. Po czasie zrozumiał, że to było dla jego dobra…

(Autor K.M.)

Chcąc przywrócić to co stracone

Dziewczynka, która wzięła największe pudełko w domu, otworzyła je i wysmarowała sobie buzię i włosy całą jego zawartością, brudząc przy tym również ubrania jak i wszystko dookoła, stała się istotą bardzo skrzywdzoną, krzywdzącą innych ale też i osobą czerpiącą każdą chwilę życia i cieszącą się tym co ma i tym co się do niej uśmiecha. Zaczynając od marzenia, aby dotknąć chmur na niebie, będąc przy pragnieniu bycia szczęśliwą i bycia z rodziną. Od momentu kiedy nauczyła się chodzić i mówić do czasu kiedy pisze tą historię. Jej idolką była Hannah Montana, a teraz? Teraz myśli o wynikach badań. O wynikach swojej głupoty, a być może choroby. Mieszkała z mamą i tatą przez krótki moment życia, a nagle pozostał jej tylko królik którego miała w domu. To z nim spędzała najwięcej czasu i to z nim rozmawiała o tym, jak było w szkole. Mama była z nią tylko wieczorami bo chodziła do pracy, a tata? Tata opuścił dom i pojechał gdzieś daleko. Tata przestał kochać mamę, ale żeby przytrzymać córkę przy sobie kupował jej od pluszowych misiów aż po najdroższe markowe ubrania. Po jakimś czasie w jej życiu pojawił się ktoś nowy. To też był mężczyzna i też kochał mamę. Dziewczynka jednak była inteligentna i zauważyła ale też odczuła, że to nie ten sam tatuś. Nigdy go w pełni nie zaakceptowała i zawsze zastanawiała się dlaczego tamten sobie poszedł. Może obraził się, że zużyła ten krem? Niestety nie. Zaczęła wychowywać się w środowisku gdzie wszyscy byli szczęśliwi i radośni, a w ręku trzymali magiczny napój. Spróbowała po raz pierwszy. Okazało się, że nagle szara rzeczywistość zamieniła się w kolorowy pejzaż. Nie była już taką małą dziewczynką. Wiedziała co robi. Wiedziała też,  że niedługo czar pryśnie. Spróbowała więc czegoś innego. Koledzy mówili, że to lekarstwo na smutek, że to ziele lecznicze, że poprawi jej humor. Było naprawdę zabawnie, dopóki nie zostawili jej samej i już się nie odezwali. Znalazła więc wsparcie gdzie indziej. Byli to dorośli mężczyźni. Dla jednego z nich potrafiła zaśpiewać, zatańczyć ale też rozebrać się i w pełni oddać. Była to dla niej jedyna droga ucieczki przed tym co bolało, ale kiedy i ci odeszli próbowała gdzie indziej. Nadepnęła więc na pole pełne min. Jedna z nich wybuchła, a ona rozsypała się na 14 kawałków. Nagle dostała to czego chciała. Miała nieograniczony dostęp do wszystkiego co dawało jej tyle radości. Nie spodziewała się jednak, że to ją zniszczy. Zachorowała. Mama wysłała ją do magicznego domku, w którym poznała księcia Mieszka I. Przeżyli razem wiele przygód, ale pewnego dnia książę Mieszko I zrobił sobie krzywdę i musiał jechać do szpitala. Zabolała go dusza, chciała go opuścić. Dziewczyna zareagowała atakiem i paniką, pokochała księcia Mieszka I. Bardzo cierpiała i tak bardzo pragnęła go odzyskać, tak jak i tatę z którym nie była ponad 7 lat. Dziewczyna opuściła domek. Z bólu i cierpienia powróciła do punktu wyjścia. Spożyła magiczny napój. Historia zaczęła się od nowa. Odwiedziła więc kolejny domek i to właśnie w tym domku dowiedziała się kim jest.
(Autor S.P.)

Krótka bajka na podstawie życia…

Dawno temu w iglastym lesie z dwóch różnych krańców tego pięknego i wypełnionego zielenią forestu, w tym samym kierunku zmierzały dwa jakże piękne łabędzie. Natknęły się na siebie i od tamtej pory spędzały ze sobą wiosny, lata, jesienie i zimy, aż w końcu mama łabędź wykluła jajeczko. Łabędzi rodzice bardzo o nie dbali by wszystko było w jak najlepszym porządku. Udało im się to. Po upływie czasu dbania o jajeczko rodzice poczuli wielkie szczęście, kiedy zauważyli, że skorupka jajeczka pęka, gdyż oznaczało to oczywiście jedno. Rodzice dbali o swoje kaczątko, bardzo je kochali, ale mimo wszystko czasem bywa tak, że młode pisklę wcześniej wylatuje z gniazda i skazuje się na zagrożenia czynników otaczającego go świata, oraz na samodzielność. Zupełnie niczego nieświadome pisklę ruszyło więc w świat…

(Autor C.W.)

Historia Olka

Siema, mam na imię Olek, mam 18 lat i jestem trzeźwiejącym narkomanem. W tej pracy chciałbym przedstawić wam swoją historię, która zaczęła się 4 lata temu w Legnicy.

Chciałbym też zmierzyć się tutaj z kilkoma stereotypami.

Zacznę od pierwszego razu kiedy zażyłem marihuanę. Szczerze wam powiem, że sam nie wiedziałem jak to ma na mnie wpłynąć, i to co najważniejsze, nie znałem odpowiedzi na pytanie po co ja to w ogóle zrobiłem? Tak mówiąc w języku nas, nastolatków, po prostu nie ogarnąłem o co chodzi. Poszedłem do domu i od razu położyłem się spać. Już wtedy organizm dawał mi znaki, że to nie jest dla mnie dobre, że to mnie niszczy. Choćby przez to, że zbladłem, osłabłem i nie przespałem nocy. Na następny dzień już nie pamiętałem tego co zrobiłem dnia poprzedniego, nie rozmyślałem nawet nad tym. Żyłem jak by dnia wczorajszego nie było. Już po pierwszym zażyciu pojawiła się pierwsza dziura w pamięci. Całkiem zapomniałem o tym jednym dniu tygodnia. Nie przejąłem się tym, zbagatelizowałem to. Kolejnym narkotykiem, była amfetamina, stymulant po którym ma się poczucie siły, odwagi, bezwstydu i bliskości z innymi ludźmi. Kiedy zażyłem ją pierwszy raz tak właśnie się poczułem. Byliśmy na klatce z dwoma znajomymi i koleżanką. Mieli przy sobie właśnie amfetaminę. Jeden z nich zaczął robić kreski i po chwili zażył. Pozostała dwójka też i po chwili usłyszałem: masz młody to dla ciebie. Patrzyłem na nich z zainteresowaniem i podnieceniem. Wydawali się być tacy szczęśliwi i zaspokojeni. Zażyłem. Po chwili nadeszło uczucie jakiego doświadczyłem pierwszy raz. Poczucie wiedzy, siły i energii. Pierwsze co zrobiłem to poszedłem do domu pociągając co chwile nosem. Znalazłem się tam w ciągu kilku chwil. Musiałem się powstrzymywać żeby nie zacząć biec. Wszedłem do domu i zobaczyłem tatę, usiadłem mu na kolanach i powiedziałem mu, że go kocham. Był bardzo zaskoczony tym co zrobiłem, ponieważ taka sytuacja miała miejsce pierwszy raz. Po chwili wszedł brat i on również był bardzo zdziwiony. Ja za to miałem w sobie poczucie dumy z siebie, że zdobyłem się na odwagę i że to zrobiłem. Gdy nadszedł wieczór zadziwiłem się. Minęło kilka godzin a ja nic nie zjadłem. Gdy leżałem na łóżku próbując zasnąć myślałem nad tym, żeby mnie to cudowne uczucie nie opuściło. Jednak było dokładnie odwrotnie. Już po chwili zaczął mnie bardzo boleć brzuch. Zacząłem się wyginać we wszystkie strony byle tylko przestał. Piłem krople miętowe na bóle brzucha, ale nic to nie dało. Po kilku godzinach cierpienia udało mi się zasnąć. To były moje pierwsze dwa zażycia. Teraz dochodzę do wniosku, że każdy kolejny raz był taki sam. Zmieniło się tylko jedno, zażywałem coraz większe dawki, a coraz mniej było „po narkotykowej rozkoszy”. W obecnej chwili mam też poczucie, że z każdym zażyciem traciłem jakąś część człowieczeństwa, z każdym zażyciem miałem mniej szacunku do siebie, jak i do innych ludzi. Coraz mniej mi zależało na treningach, szkole, czy rodzinie. W domu spędzałem zaledwie tylko noce, lub przeczekiwałem aktualny brak gotówki, a i to nie zawsze. Do rodziców przychodziłem tylko jak coś od nich chciałem. Z matką miałem bliższą relację niż z ojcem, z nim trudno było mi się porozumieć. Teraz już wiem, że to tylko dlatego, że tatą nie potrafiłem manipulować. Cały okres mojego zażywania to były manipulacje, kłamstwa, oszustwa i kradzieże. Wszystko żeby zdobyć dragi. Na niczym mi tak bardzo nie zależało jak na nich. Gdy gimnazjum się skończyło przyszedł czas na liceum. Wybrałem SMS Junior Wrocław. Wtedy była druga najlepsza  szkoła dla piłkarzy ręcznych w Polsce. Mieszkałem tam w internacie przez jeden rok.Dlaczego tylko jeden, skoro liceum trwa trzy lata ? Nie zdałem.Dlaczego? Bo jedyne co się dla mnie liczyło to narkotyki i znajomi, którzy oprócz zażycia mogli mi jeszcze zapewnić brak samotności. Plan dnia dla ucznia tamtejszej szkoły wyglądał tak: trening przed lekcjami, 8:00-15:30 lekcje potem znowu trening i dopiero czas wolny. U mnie wyglądało to nieco inaczej: 9:00 – pobudka potem na trzy lekcje do szkoły i iść się naćpać. Dzisiaj sam nie dziwię się sobie, że nie zdałem tego roku, dzisiaj wiem, że nie zdałem tylko i wyłącznie dlatego, że narkotyki były dla mnie ważniejsze, choć zawsze myślałem, że da się to pogodzić. Gdy dowiedziałem się, że nie zdałem to już możecie się domyśleć co zrobiłem. Gdy przyszło poprawiać rok wybrałem placówkę w której znajdowało się też moje ówczesne gimnazjum. Uczęszczałem tam przez około miesiąc. Gdy pewnego razu wracałem z treningu, z Wrocławia zadzwoniła koleżanka. Zapytała czy bym nie wpadł się napić. Nie odmówiłem, wręcz byłem zachwycony tym pomysłem. Tym bardziej, że nie chciałem wracać jeszcze do domu bo byłem pod wpływem narkotyków. Poszedłem tam i poznałem jej koleżankę, która jak się okazało po dłuższym czasie znajomości, złamała dwuletnią abstynencje narkotykową właśnie gdy razem zażyliśmy. Po tym jak się poznaliśmy zażywałem z nią codziennie. W nocy wychodziłem z domu do niej, od niej jechałem do szkoły i po szkole z nów do niej. Do domu wracałem późnym wieczorem i czekałem do ok. 3:00 w nocy żeby znowu do niej wyjść. Przez ok. miesiąc nie spałem w ogóle. Po dwóch tygodniach znajomości z nią, uciekłem z domu. Wprowadziłem się do niej. Jak się okazało znała dużo ludzi od których brała narkotyki. Pomyślałem sobie ale zajebiście nikt mnie nie będzie ograniczał, będę zażywał ile chcę, wychodził o której chcę, wracał o której chcę i żył jak chcę. Moja nieograniczona wolność trwała dwa tygodnie. Pojechałem z nią do Lubina na imprezę. Sam nie wiedziałem co zażywam. Do tej pory pamiętam jedynie urywki tego co tam się działo. Pamiętam, że nie mogłem wysiedzieć w miejscu. Byłem bardzo pobudzony. W tle leciało techno co jeszcze bardziej mnie pobudzało. Nie pamiętam kiedy wyszedłem z tej imprezy, a 90% wspomnień jakie mam są właśnie z poza domu. Pamiętam, że chodziłem jak żołnierz w tą i z powrotem, pamiętam, że leżałem na podłodze i udawałem, że mam połamane nogi, krzycząc; pamiętam, że przechodziłem przez las w którym były jakieś duchy, zombie, i inne dziwne stworzenia, pamiętam też, że stałem przed zamkniętym szlabanem czekając, aż otworzą bo wydawało mi się, że to wjazd do bazy a ja dalej jestem żołnierzem, że widziałem samochód ojca i biegłem za nim, wjechał za zakręt na parking, a gdy tam dotarłem już go nie było. To wszystko było wytworem mojej wyobraźni, moje paranoje, które mnie dopadły. Do tej pory przypominam sobie skrawki tego co tam przeżyłem, jak i samo to, że mnie tam cucili, bo krzyczałem leżąc na łóżku i wyginając się. Nie pamiętam jak to się stało, ale dotarłem na obwodnice łączącą Lubin z Legnicą. Gdy przeszedłem pierwsze pięć kilometrów zatrzymało się auto. Wysiadł z niego facet dał mi 20 zł. i powiedział żebym poczekał na busa, żebym nigdzie nie szedł bo strasznie wyglądam. Wziąłem pieniądze i zacząłem szukać sklepu. Gdy wróciłem na przystanek po chwili podjechała policja. Zapytali czy coś brałem, moja odpowiedź brzmiała nie. Kazali mi dmuchać w alkomat, zakuli w kajdanki i zawieźli do szpitala. Do tej pory pamiętam jak ściskałem te pieniądze w rękach żeby nikt mi ich nie zabrał, żebym po wyjściu miał na narkotyki. Zatrzymali mnie w szpitalu. Pierwszych dwóch dni nie pamiętam. W trzecim pamiętam, że nie potrafiłem spojrzeć rodzicom w oczy po tym co zrobiłem. Nie potrafiłem z nimi rozmawiać. Jak się okazało byłem pierwszym takim przypadkiem. Sami lekarze nie wiedzieli co maja ze mną zrobić, co mi podać. Nie panowałem nad własnym ciałem. Dopiero długo po wyjściu ze szpitala okazało się, że mój organizm był doszczętnie wysuszony, moje nerki przypominały rodzynki- byłem odwodniony. Gdy po wizycie w szpitalu wróciłem razem z rodzicami do domu poszedłem od razu spać, znowu pojawiły mi się zaburzenia poczucia czasu. Gdy się obudziłem dowiedziałem się, że rodzice podjęli decyzje o tym, że wyślą mnie do ośrodka. Byłem kompletnie załamany jak się o tym dowiedziałem. Rozpłakałem się i zacząłem panikować bo nie wiedziałem co mam o tym myśleć. Bałem się. Mama kazała mi się spakować i powiedziała, że pojadę na krótko i że szybko minie. Rozgniewałem się gdy powiedziała mi, że to będą trzy miesiące. Ciągle płakałem szukając odpowiedzi na pytanie Boże, co ja narobiłem?Spakowałem się i pojechaliśmy. Rodzice podczas drogi zwracali mi uwagę, kiedy zaczynałem mamrotać. Gdy przyjechaliśmy na miejsce pierwsze pytanie jakie mi tam zadano to jak się czuje?Odpowiedziałem standardowo. Roześmiali się i powiedzieli, że nie ma takiego uczucia. Wtedy pierwszy raz sobie dałem sprawę z tego, że nigdy na uczucia nie zwracałem uwagi. To tak jak zdanie sobie sprawy z tego, że żyjemy, paradoks  dlaczego ja, to ja a nie ktoś inny ? Wszystko to czego tam się nauczyłem staram się zastosować w swoim życiu. Najważniejszą rzeczą, którą tam osiągnąłem to ustalenie hierarchii wartości. W moim przypadku na pierwszym miejscu jest trzeźwienie, samorozwój i utrzymanie abstynencji od alkoholu i narkotyków, dopiero na drugim miejscu jest rodzina. Dlaczego? Bo gdybym zaczął znowu zażywać rodzina nie miałaby dla mnie żadnego znaczenia, znów stały by się najważniejsze narkotyki. Na kolejnych miejscach jest nauka, przyjaciele i zainteresowania. Czego się nauczyłem w ośrodku?Przede wszystkim spotkałem się z tym co mnie w życiu spotkało i co zrobiłem, na co miałem wpływ, a na co już go nie miałem. Na obecna chwile mam 6 miesięcy i 9 dni abstynencji od wszelkiego rodzaju używek poza nikotyną. Uświadomiłem sobie, że co już było nie wróci i swojej przeszłości nie zmienię, ale mogę zmienić przyszłość, jak i każdy z nas. Warto się nie poddawać i walczyć, dawać z siebie sto procent, bo nie wiesz co czeka za zakrętem. W ośrodku też nie było tak kolorowo. Czasem napotykałem trudności. Głody narkotykowe, ale ośrodek też nauczył mnie jak z nimi walczyć. Ośrodek pokazał mi też jak można rozwiązywać problemy w sposób asertywny i jak konstruktywnie się porozumiewać. Jak ważna jest rodzina. Ośrodek pomógł mi zrozumieć działanie Boga, na którego w ośrodku mówiliśmy Szef. Szef jest przy tobie zawsze, jakiej decyzji byś nie podjął, zawsze ci pomoże. Bardzo pomagała mi tam modlitwa którą odmawialiśmy codziennie rano i wieczorem. Boże, użycz mi pogody ducha abym godził się z tym czego nie mogę zmienić, odwagi abym zmieniał to co mogę zmienić, i mądrości abym odróżniał jedno od drugiego. Ta modlitwa jest mi niezbędna kiedy napotykam trudności. Kiedy opuszczałem ośrodek usłyszałem słowa: Olek, kiedy będziesz miał jedno wyjście z danej sytuacji to w nie idź, bo na pewno są jeszcze co najmniej dwa rozwiązania, których teraz pod wpływem emocji nie widzisz. Daj sobie jeszcze dwie godziny czy trzy i przemyśl to. Jak jest teraz? To, jak funkcjonowałem i żyłem z rodzina teraz, a przed ośrodkiem to niebo a ziemia. Teraz przede wszystkim nie siedzę sam w pokoju i się nie izoluję, rozmawiam, a nie milczę, nie wychodzę mając wszystkich w dupie, nie trzaskam drzwiami i nie krzyczę, rozwiązuję trudności w sposób asertywny. Staram się zrozumieć drugiego człowieka. Zaczynam dostrzegać działanie Szefa. Jestem wdzięczny ludziom, którzy mnie tego wszystkiego nauczyli w ośrodku, pozwolili mi spojrzeć na świat z zupełnie nowej perspektywy, ale przede wszystkim jestem wdzięczny rodzicom za podjęcie dla nich tak trudnej decyzji i za sfinansowanie mi ośrodka. Teraz chodzę też na spotkania grupy NA- Anonimowych Narkomanów. Takie spotkania opierają się na 12 krokach i 12 tradycjach, które możecie znaleźć w Internecie, ale przede wszystkim na opowiadaniach historii z życia każdego z uczestników. Udział w takim spotkaniu to naprawdę niesamowite przeżycie, wysłuchiwanie historii tych ludzi naprawdę bardzo mi pomaga, to dzięki nim zaczynam na nowo poznawać samego siebie. Każde takie spotkanie zaczynamy i kończymy modlitwa o pogodę ducha i słowami wracaj, to działa. Jak wspominałem na początku chciałem się zmierzyć ze stereotypami. Mianowicie. Dlaczego gdy widzisz człowieka podającego sobie dawkę na dworcu ogarnia cię obrzydzenie, a gdy mijasz tzw. dresa na ulicy, lęk ? We mnie w obu przypadkach pojawia się współczucie, bo oboje mają ten sam problem. Nie ważne ile zażywałeś, z kim i gdzie. Jeden zażywa na dworcu a drugi w willi z basenem, w NA wszyscy są równi. Teraz odpowiedz sobie na pytanie czy dalej taki człowiek jest dla ciebie jebanym ćpunem który za działkę zrobi wszystko. Skoro tak, ja też nim jestem. Dlaczego ? Bo uzależniony będę całe życie mimo tego, że już nie zażywam. „Jedna działka to za dużo a tysiąc nigdy dość.” – N.A. Mam na imię Olek i jestem trzeźwiejącym narkomanem.

(Autor D.O.)

Jak radzę sobie z agresją

Opowiem wam jak radziłem i radzę sobie do tej pory z agresją. Moje początki nie były za piękne, kiedy jakaś osoba ze społeczności lub terapeutów mówili mi, że mam jakieś pijane zachowania to w podnosiłem głos i nie miło zwracałem się do kolegi lub koleżanki. Do terapeutów akurat ciężko mi było podnieść głos, a co dopiero zwrócić im uwagę, że coś mi u nich nie pasuje. Bardzo często trzymałem w sobie te nie przyjemne emocje, ale po czasie wybuchałem, ale to na nic dobrego nie wychodziło, kiedy nie mówiłem innym co do nich mam i przez to wychodziły różne nie przyjemne sytuacje. Wybuchałem i to ostro, ale później po czasie gdy przemyślałem swoje zachowanie było mi głupio i do tej pory staram się nad tym panować- to ciężka sprawa. Ostatnio miałem pewną trudną sytuację. Nie chciałem odebrać dyżury, wtedy kolega z terapii wybuchł, był agresywny, rzucał wulgaryzmami i wtedy mam problem aby zapanować nad swoimi emocjami. Pierwsza myśl która się nasuwa to „no weż się przymknij bo nie wytrzymam”, ale nie wypuszczam tych słów bo zbliża mnie to do ulicy, a muszę odsunąć się od tamtego życia no i to chyba na tyle moi drodzy pozdrawiam was serdecznie . 😀
(Autor C. K.)

Moja Siła Wyższa

Kiedy przyjechałem do ośrodka za siłę wyższą uważałem samego siebie, miałem przez to złudne poczucie kontroli nad swoim życiem, ale byłem słaby. Potrafiłem się tylko porównywać z „gorszymi” i „lepszymi” ludźmi ode mnie przez co stałem się próżny i zgorzkniały. Odkąd zacząłem wierzyć że jest coś silniejszego ode mnie czuję ulgę i siłę za każdym razem gdy się modlę. Poza tym gdy oddałem bogu kierownictwo nad swoim życiem przestałem obwiniać innych za swoje potyczki i uwierzyłem  że szef tak chce i dzięki temu moje życie stało się przyjemniejsze. Odeszła ode mnie chęć powrotu do rodzinnego miasta i czynnego nałogu. Zaczęło się wyczekiwanie odwiedzin, a w miejsce planów ucieczki pojawiła się akceptacja głodów. Owszem, myśli o ucieczce czy złamaniu abstynencji nie zniknęły, ale bóg daje mi siłę i odwagę abym mógł poprosić o pomoc i dzięki niemu dostaję więcej możliwości rozwiązania problemu niż ucieczka czy zażycie środka psychoaktywnego. Dzięki sile wyższej zacząłem dostrzegać że dała mi rodzinę która mimo wszystkich moich nieuczciwości dalej mnie wspiera i we mnie wierzy, ujrzałem także wartość społeczności którą mogę wezwać za każdym razem gdy jest mi trudno. Siła wyższa pomaga mi także godzić się z faktem że jestem uzależniony od narkotyków i alkoholu, a to jest najtrudniejsza rzecz ze wszystkich wyżej wymienionych.

(Autor W. L.)

Nie widzimy swoich błędów

Wczoraj zdenerwowała mnie pewna sytuacja, byłem zirytowany, zdenerwowany, wściekły i czułem nienawiść do kolegi który nic mi nie zrobił. Zbyt szybko i gwałtownie zareagowałem na normalne pytanie kolegi, zacząłem go obrażać i zachęcać do bójki. Trwałem w takim stanie około 13 godzin. Przed spaniem próbowałem zmęczyć się fizycznie na tyle by nie odczuwać już tylko nieprzyjemnych emocji. Niestety to nie pomogło. Od rana szukałem zaczepki i znalazłem sytuację, wyładowałem na koledze całą złość i chciałem się z nim pobić. Dobrze że przyszła nasza terapeutka Asia i rozładowała napięcie. Dużo dało mi też to co do mnie powiedziała. Po rozmowie z nią rozładowałem całe napięcie męcząc się fizycznie i rozmyślając o tej sytuacji. Dużo mi to dało. Udało mi się wypuścić z siebie nieprzyjemne emocje.
(Autor H. Kd. )

Motywacja do leczenia 3

Kiedy przyjechałem do ośrodka nie miałem motywacji do leczenia tylko do jak najszybszego skończenia terapii i powrotu do starego trybu życia. Kiedy stwierdziłem, że spróbuję i wezmę czynny udział w terapii moja motywacja była słaba, bo szukałem jej na siłę w głowie wiedząc, że to co robiłem niszczyło mi życie, ale sercem uważałem, że to były piękne chwile i że marihuana tylko urozmaicała moje życie. To niestety ciągnęło się całkiem nie dawna, aż zadałem sobie pytanie ‘’Kiedy ostatnio byłem szczęśliwy?’’ i podczas szukania odpowiedzi uświadomiłem sobie, że podczas ostatnich kilkunastu miesięcy byłem szczęśliwy tylko kiedy miałem dobry towar albo kiedy mama nie czepiała się, że znowu wracam późno do domu, bądź gdy udawało się kogoś oszukać i miałem więcej narkotyków dla siebie. Wtedy uświadomiłem sobie, że tak naprawdę zostałem sam z marihuaną, bo nawet kiedy widywałem się z przyjaciółką, przyjacielem, dziewczyną którą kocham czy rodziną to byłem pod wpływem i nie potrafiłem się z tego cieszyć, bo zawsze haj dominował nad przyjemnymi emocjami, przez co nawet gdy coś wspominam jest to albo puste, albo nieprzyjemne. Co do tych drugich to na głodzie jestem mistrzem przypominania sobie wszystkich nieprzyjemnych przeżyć. Po tej refleksji stwierdziłem, że przez narkotyki nie potrafiłem być szczęśliwy, nie miałem przyjaciół i prawie straciłem rodzinę, a to wszystko przez ciągłą ucieczkę od samego siebie. Kiedy zderzyłem się z tym wszystkim moją motywacją do leczenia stało się poznanie samego siebie, cieszenie się z każdego dnia, odbudowanie relacji z przyjaciółmi i moją rodziną.
(Autor W. L.)

Motywacja do leczenia 2

Zanim przybyłem do ośrodka wydawało mi się, że to co robię jest zupełnie normalne. Słysząc ciągle o szkodliwości narkotyków nie przestawałem zażywać, mimo że wiedziałem jak bardzo ranię bliskich. Myślałem, że panuję nad wszystkim ale jednak nie panowałem. Po przyjeździe do ośrodka i po przesiedzeniu kilku dni w pokoju coś we mnie pękło i uświadomiło mi, że jednak nie było za kolorowo i nie mam pojęcia w którym momencie straciłem kontrolę na zażywaniem. Jestem wręcz przekonany, że życie zdrowego człowieka tak nie wygląda. Teraz myślę tylko o tym żeby wyjść na prostą i żeby udowodnić rodzinnie, a najbardziej mamie, że nie wszystko jest stracone. Narkotyki nie zniszczyły mojego życia do końca- one pokazały mi inny świat i inny pogląd na życie, lecz będę walczył o to żeby pokazać się z innej strony pokazać, swoje drugie ja.
(Autor C.K.)