„Koralina”, tylko Darek jest kotem

Ja pierdziele, moi rodzice znowu postanowili się przeprowadzić, jakieś ponure zadupie. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. Dwa domy na krzyż, w okolicy lasy i bagna. Nasz jest całkiem ładny- różowy, choć nie znoszę tego koloru, bo jestem przecież inna niż wszystkie. Gdyby był odnowiony, a nie wielką starą ruderą z zapuszczonym ogrodem, byłoby całkiem w porządku. Problemem są też sąsiedzi, same dziwaki w okolicy. Najbardziej wzbudza we mnie irytacje chłopak z nad bagien i jego kot, tak naprawdę pimpuś sadełko.

Nudziłam się calutki dzień- ojciec kazał mi liczyć okna, chcąc mnie zbyć. Zaszłam z tych nudów do mieszkających obok dwóch starych teatralnych wariatek i do pijusa, fanatyka myszy. Naprawdę nie wiem co ja tu robię, chcę spowrotem.

Poszłam spać. Wtedy pojawiła się szansa, prawdziwe zbawienie dla mnie w tej sytuacji. W kilka chwil przeniosłam się w lepszy świat. Wszystko tam było piękne i idealne. Rodzice mnie zauważali, były piękne kolory, chłopak z nad bagien nie mógł mówić i najcudowniej milczał przez cały czas. Mieliśmy piękny ogród, sąsiadki były teatralnymi kaskaderkami, a pijak okazał się kierownikiem cyrku, choć w głowie ciągle miałam tego kota, przez niego nie czułam aż takiego komfortu. Wszystko było piękne, dopóki nie obudziłam się następnego dnia w ponurej rzeczywistości. Była jeszcze bardziej przytłaczająca niż zawsze. Wszystko było szare i do dupy. Pomyślałam, że muszę jak najszybciej wrócić do tamtego świata.

Przychodziłam tam coraz częściej jednak coraz mniej mi się tam podobało. Za każdym moim przybyciem wszystko stawało się coraz groźniejsze, mama zaczęła mi grozić, słyszałam zewsząd głosy, że muszę tam zostać, a kot stał tylko z boku w mojej głowie z rozczarowaniem, smutkiem ale i lekkim cynizmem w oczach, trochę jakby chciał powiedzieć „a nie mówiłem?”. Nigdy tak bardzo nie chciałam z powrotem do domu i do znanej mi wcześniej normalności. Zatrzasnęłam za sobą te małe, zdradzieckie drzwi i pomyślałam, że nie ma bata, że tam kiedykolwiek wrócę. Jednak po wielu żmudnych godzinach spędzonych w smutku, złości, żalu, poczuciu winy i roztrzęsieniu, postanowiłam, że ostatni raz tam wrócę ale na pewno już ostatni, by ostatni raz się tak poczuć. Drzwi jednak były zamurowane. Spanikowałam. Zaczęłam kopać w nie, walić pięściami, zdzierając sobie skórę do krwi. Myślałam, że oszaleje, cały mój świat się właśnie skończył. Usłyszałam szelest, zobaczyłam za sobą tego czarnego, zasranego kota. Patrzył na mnie tak, jakby znał wszystkie moje myśli i uczucia. Otworzył pyszczek i powiedział tylko trzy słowa „Koralina, skończ pierdolić”.

(Autor R.H.)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *