Bajka o ludku odweciarzu

Dawno dawno temu za siedmioma mityngami, żył sobie ludek odweciarz o imieniu Odwetek, przez rodzinę i znajomych nazywany też Weciu. Weciu miał 20lat, miał duże problemy z radzeniem sobie z emocjami, przez co zawsze gdy ktoś robił coś przeciwko niemu, nie potrafił znaleźć innego rozwiązania niż odwet, często stosował też przemoc fizyczną i agresje. Gdy ktoś robił coś przeciwko niemu on bez zastanowienia odpłacał się tym samym lub czymś jeszcze gorszym, jego działania były mocno niekonstruktywne, nie uwalniały go od problemów a wręcz tworzyły nowe. Przez to co robił nie pozbywał się nieprzyjemnych emocji, często pogłębiał swoją niechęć złość i nienawiść do reszty świata co z dnia na dzień coraz bardziej go męczyło. Po czasie zaczął szukać rozwiązania, podjął się terapii ale po miesiącu ją zakończył wbrew zaleceniom specjalistów. Po wyjściu spróbował narkotyków

Był zadowolony bo znalazł pozorne ukojenie od swojego cierpienia

Często zażywał kompulsywnie przez co szybko się uzależnił, nieprzyjemne emocje i cierpienie wróciły bardzo szybko z wręcz zdwojoną siłą, odrzucił wszelką oferowaną mu pomoc oferowane rozwiązania wydawały mu się bez sensu, miał więcej wrogów niż bliskich ale wciąż były osoby którym na nim zależało, był nie uczciwy i okłamywał sam siebie. Po dwóch latach zażywania zmarł w wyniku przedawkowania w wieku 22lat.

(Autor K.B.)

„Koralina”, tylko Darek jest kotem

Ja pierdziele, moi rodzice znowu postanowili się przeprowadzić, jakieś ponure zadupie. Wysiadłam z samochodu i rozejrzałam się. Dwa domy na krzyż, w okolicy lasy i bagna. Nasz jest całkiem ładny- różowy, choć nie znoszę tego koloru, bo jestem przecież inna niż wszystkie. Gdyby był odnowiony, a nie wielką starą ruderą z zapuszczonym ogrodem, byłoby całkiem w porządku. Problemem są też sąsiedzi, same dziwaki w okolicy. Najbardziej wzbudza we mnie irytacje chłopak z nad bagien i jego kot, tak naprawdę pimpuś sadełko.

Nudziłam się calutki dzień- ojciec kazał mi liczyć okna, chcąc mnie zbyć. Zaszłam z tych nudów do mieszkających obok dwóch starych teatralnych wariatek i do pijusa, fanatyka myszy. Naprawdę nie wiem co ja tu robię, chcę spowrotem.

Poszłam spać. Wtedy pojawiła się szansa, prawdziwe zbawienie dla mnie w tej sytuacji. W kilka chwil przeniosłam się w lepszy świat. Wszystko tam było piękne i idealne. Rodzice mnie zauważali, były piękne kolory, chłopak z nad bagien nie mógł mówić i najcudowniej milczał przez cały czas. Mieliśmy piękny ogród, sąsiadki były teatralnymi kaskaderkami, a pijak okazał się kierownikiem cyrku, choć w głowie ciągle miałam tego kota, przez niego nie czułam aż takiego komfortu. Wszystko było piękne, dopóki nie obudziłam się następnego dnia w ponurej rzeczywistości. Była jeszcze bardziej przytłaczająca niż zawsze. Wszystko było szare i do dupy. Pomyślałam, że muszę jak najszybciej wrócić do tamtego świata.

Przychodziłam tam coraz częściej jednak coraz mniej mi się tam podobało. Za każdym moim przybyciem wszystko stawało się coraz groźniejsze, mama zaczęła mi grozić, słyszałam zewsząd głosy, że muszę tam zostać, a kot stał tylko z boku w mojej głowie z rozczarowaniem, smutkiem ale i lekkim cynizmem w oczach, trochę jakby chciał powiedzieć „a nie mówiłem?”. Nigdy tak bardzo nie chciałam z powrotem do domu i do znanej mi wcześniej normalności. Zatrzasnęłam za sobą te małe, zdradzieckie drzwi i pomyślałam, że nie ma bata, że tam kiedykolwiek wrócę. Jednak po wielu żmudnych godzinach spędzonych w smutku, złości, żalu, poczuciu winy i roztrzęsieniu, postanowiłam, że ostatni raz tam wrócę ale na pewno już ostatni, by ostatni raz się tak poczuć. Drzwi jednak były zamurowane. Spanikowałam. Zaczęłam kopać w nie, walić pięściami, zdzierając sobie skórę do krwi. Myślałam, że oszaleje, cały mój świat się właśnie skończył. Usłyszałam szelest, zobaczyłam za sobą tego czarnego, zasranego kota. Patrzył na mnie tak, jakby znał wszystkie moje myśli i uczucia. Otworzył pyszczek i powiedział tylko trzy słowa „Koralina, skończ pierdolić”.

(Autor R.H.)

Jest dobrze

Ehhhhh… tak sobie myślę w jakim miejscu jestem teraz a w jakim miejscu byłem jeszcze jakiś czas temu. Jakiś czas temu siedziałem z ,,przyjaciółmi” w miejscu w którym zażywaliśmy i niszczyliśmy się coraz bardziej z każdą działką. Wypierałem to że jestem uzależniony i nie chciałem o tym myśleć. Na początku myślałem że przesiedzę w ośrodku 3 miesiące i wyjdę dalej ćpać. Nie miałem prawie kontaktu z rodziną, nie zdałem klasy i byłem postrzegany przez pół miasta jako ćpun. Nie widziałem sensu w tym co robię, byłem po próbach samobójczych i nie wiedziałem czy obudzę się następnego dnia. Jak poddałem się tym co proponowali mi ludzie którzy się na tym znają to dziś dnia 14.03.2023r. mogę powiedzieć że czuje się naprawdę dobrze. Ja wiem że słowo ,,dobrze’’ nie brzmi jakoś najlepiej ale za tym słowem kryje się naprawdę dużo. Naprawdę jest u mnie dobrze. Cieszę się że zaufałem

(Autor Z. G.)