Kiedy po kolejnych detoksach, próbach leczenia w ośrodkach, pobytach w szpitalach psychiatrycznych… kolejnych latach szwendania się po różnych placówkach w naszym cudownym kraju… po kolejnych rozmowach z psychologami, terapeutami, doktorami, popatrzałem w lustro… Zastałem tam marną, zniekształconą postać, pozbawioną ludzkich cech. Nie potrafiła widzieć, nie potrafiła słyszeć, nic nie czuła. Jej ciało podzielone było murem, wnętrzności jakby zwęglone drewno po wielkim pożarze… z pozoru już dawno wystygło, lecz gdy podniesiesz kawałek, żar przysmaży Ci dłoń. Ty zawyjesz z bólu, a On nakarmi się strachem. Jego oczy, którym zabroniono płakać… tak opustoszałe, że można by nakręcić w nich całą historię od początku… bez jakiegokolwiek poczucia winy zgasić w nich ostatni tlący się kawałek ’’człowieka’’. Od dawna tworzył swój tron za wielkim szkłem, gdzie świadomość istnienia może rozebrać Cię na części pierwsze, dokładnie obejrzy Twoje rany i wydobędzie z nich każde kłamstwo jakie dojrzy… Każde. Od poczęcia umieścił pierwiastek ludzki w snach. Błądził w nich, w poszukiwaniu myśli, którą mógłby uosobić. Wolał obserwować to wszystko z boku… zmieniając Wasz światopogląd w światoCzucie. Uczył się Waszych odcieni, by w końcu móc spojrzeć sobie w twarz. Był bezpieczny wśród upadłych. Tam gdzie próżnia i brak wiatru. I wiedział, że jeżeli nie zada pytań… to nie usłyszy kłamstw. A wiatr zwiastował życie. I dali mu możliwość, ale już nie powrót. Dostał 2 dni, by odwiedzić miejsca, w których miał czynić dobro. I widział kolejne wagony dusz, które bezkolizyjnie przechodzą w niepamięć, dając mu do zrozumienia, że istnieje tylko jeden Bóg, a na imię ma on Czas. Że słońce, które raz wzeszło… już nigdy nie osiągnie swojego zenitu. Bo przecież wszystko ma swoje 15 minut. Tylko, że Ty… kradniesz zamiast patrzeć. I znów muszę przeprosić, że napisałem.
I zapętliła się nienawiść… jakiś respekt? Przelicznik jest taki: same straty. W pierwszej dobie po wybuchu, pożywią się znów ciałem. I gdy wsadzą Cię na tory, wtedy zapytaj o broń… niech pokażą gdzie jest serce. A gdy pierwszego dnia puszczą za mną wilki, ja pomodlę się za Ciebie… puszczę flary i rozpętam świętą wojnę. I obiecam, że znajdę Cię w każdym niebie… Bo czymże jest piekło jak nie ludzkim sumieniem? I będziesz wypalał je wraz z kolejnym papierosem, na końcu perfidnie zgasisz o jeden z filarów na rogu ulicy Legionów. A Twoja pieprzona chęć wyrównania szeregu legnie tak szybko jak powstała. I dawkuj 5 razy 100, tak by się utrwaliło… bo siła indoktrynacji nie działa jak spuścisz z klatki.
(Autor: A.W.)