Życie w ośrodku

Mam 18 lat, w ośrodku jestem już dwa miesiące.

Ośrodkowe życie ma bardzo napięty grafik. Jest wiele społeczności i zajęć. Mamy nie wiele czasu wolnego ale kiedy już jest to lubię  go spędzać układając puzzle. Ponad miesiąca układałam pejzaż morski 1500 kawałków

Dopasowanie każdego kawałka po kolei daje mi satysfakcje i wytchnienie. Jest to dla mnie dobry sposób na rozładowanie napięcia . Uwielbiam te momenty kiedy mogę usiąść sobie spokojnie w garderobie z ciepłą herbatą i układać .

W efekcie ułożone już  puzzle, wiszą dumnie na ścianie w pokoju. Znalazłam już kolejne warte uwagi, z chłopcem pijącym z rzeki w puszczy. Na pewno wstawie tu ich zdjęcie jak uda mi się już je ułożyć. Dostałam też puzzle z pieskami na 18 urodziny, ale je zabiorę do domu.

(Autor P.J.)

Co dała mi terapia w ośrodku

Przyjechałem tu końcem października. Przyjechałem tu z własnej woli bo zauważyłem, że nie potrafię normalnie żyć i komputer zaczął kierować moim życiem. Z początku byłem mega sceptyczny do tego miejsca, było bardzo ciężko. Czułem się jak w więzieniu, w którym wypominają mi co chwile moje błędy. Bardzo było mi ciężko. Jechałem na „dupościsku” takim  konkretnym. Zacząłem tą terapie przechodzić zadaniowo. Byłem w 4 tygodnie na 2 etapie. Wszystko zaczęło się od tego, że straciłem pokój na rzecz dziewczyn. Ten z łazienką. Strasznie mocno to rozbudziło moje mechanizmy. Parę dni później przyjechała moja mama. Zrobiłem ogromną aferę że chce wracać do domu. Było mi  bardzo ciężko gdy moja mama powiedziała mi jasno „nie”. Wyszedłem ze społeczności na 6 dni. Był to bardzo ciężki okres ale kluczowy w mojej terapii. Te 6 dni polegało na tym że siedziałem i płakałem…Było to bardzo ciężkie. Nikt nie mógł się do mnie odzywać. Bardzo mnie to bolało. Całe 6 dni siedzenia i myślenia doprowadziło mnie do decyzji której nigdy w życiu wcześniej nie podjąłem. Pierwszy raz zmierzyłem się z problemem twarzą w twarz i przyjąłem konsekwencję na klatę. Były one ogromne. Lecz wtedy pierwszy raz zwyciężyłem z samym sobą i pokonałem strach i rosnący lęk, i zacisnąłem zęby, i wygrałem bitwę. Dziś już nie popadam w takie mechanizmy, kiedyś to było bardzo częste, a dziś zniwelowałem to ogromnie. Ta terapia dała mi ogrom. Największy krok i osiągnięcie w tej terapii to według mnie to, że potrafię już przeciwstawić się trudnością i nie uciekać jak kiedyś. Było to bardzo ciężkie. Terapia to ogromna zmiana i bardzo cieszę się, że mam okazję skorzystać z tej zmiany. Chodź to jest mega trudne, to i tak to działa, i to jest wspaniałe.

(Autor W.B.)

Wolność

Wielu ludzi pragnie Wolności. Wielu ludzi dąży do Wolności. Ale niewielu ludzi pyta czym jest Wolność. A czym jest prawdziwa Wolność? Złudna Wolność w jakie wierzy społeczeństwo, to demokracja, tolerancja, możliwość samodzielnego podejmowania decyzji. Myślą, że to miłość jest Wolnością. To jest fałszywa i złudna Wolność. No bo jak być Wolnym, jak ponad Siebie stawiasz kogoś innego. Jak być Wolnym, jeśli ponad działanie, ważniejsze jest twoje bezpieczeństwo i wygoda. Wolność to stan umysłu, to stan świadomości. Możesz wszystko, nie masz ograniczeń, nie ma siły która mogłaby Cię powstrzymać. Nie posiadasz już żadnych wartości, emocji, żeby osiągnąć Wolność musisz się wyzbyć człowieczeństwa, poświęcić swoje życie. Dość spora cena, a za co? Czym jest Wolność? Samotnością. Obojętnością. Nicością. Próżnią emocjonalną. Śmierć jest niczym w porównaniu z tym. Najgorsze jest to, że ciężko jest wydostać się z tej dziury, gdy już się tam jest. A pokusa rośnie w miarę jedzenia. Ciężko jest się opamiętać, by zatrzymać się, odwrócić i zrobić krok w stronę ludzi, miłości, życia, ale i cierpienia. Ale to cierpienie jest do udźwignięcia, bo masz kogoś kto Ci pomaga nieść ten ciężar. Bóg dał nam wolną wolę, którą drogą pójdziemy. Wybór należy do Ciebie.

(Autor G.K.)

Rozmowa z Bogiem

Jakiś czas temu rozmawiałem z Bogiem.

On mnie zapytał:

  • Czujesz ból, cierpienie, strach albo rozpacz?
  • Tak, nie chce już, mam dość, mam to wszystko gdzieś, Ja odpadam!

On wskazuje palcem w kierunku nicości i mówi:

  • Tam czeka Cię obojętność, brak bólu, brak radości … nic tam nie ma. Chcesz, to idź tam, tylko po co?
  • Nie chce więcej cierpieć, idę tam, bo nie mam już nic do stracenia.
  • Odwróć się i spójrz w przeciwnym kierunku!

Ja odwróciłem się z niepokojem, po czym osłupiałem.

  • Wiesz co tam jest?

Nie zareagowałem.

  • Tam są ludzie, którzy wyciągają do Ciebie rękę, zależy im na Tobie. Jesteś dla nich ważny, nie ważne co by się działo.
  • Nie jestem wart ich pomocy.
  • A ile osób widzisz w obojętności?
  • Ani jednej.
  • Chcesz być samotny, lubisz być samotny, tego pragniesz?
  • Nie, nie chce być samotny. – Odparłem ze łzami w oczach.
  • Także masz wybór, odpowiedz Sobie czego naprawdę chcesz, odważ się, by zrobić krok, bo na razie cierpisz, bo stoisz w miejscu.

Zacisnąłem pięści, zrobiłem pierwszy krok, po czym zacząłem biec. A On wspiera mnie, obserwuje i pilnuje bym nie potknął się o leżący pod moimi nogami kamień.

(Autor G.K.)

Obiad spoza granic kraju

Po świętach dostaliśmy od Agaty książkę kulinarną którą ona dostała w jednym ze sklepów ;-).

Dużo jest w niej przepisów polskiej kuchni. Jednak ostatnio na niedzielny obiad na którym byli też rodzice jednej z pacjentek zrobiliśmy dania spoza granic naszego kraju.

Był indyk po kijowsku z pyrami/grulami/kartoflami J. Oraz sałatka z kaszy jaglanej i podsmażanych warzyw.

Wszystko zaczęło się już na  II śniadaniu, jedna z pacjentek zaczęła gotować bulion warzywny. Podsmażoną marchewkę, pietruszkę, seler  oraz por zalała 2 litrami wody. Dodała do tego trochę przypraw cebule w papilotach i czosnek nacięty wzdłuż. Gotowało się to 2 godziny. Na tym bulionie gotowała kaszę jaglaną. Przyszli chłopcy żeby jej pomóc. Jeden zajął się zmywaniem, drugi smażył paprykę, a kolejny obierał ziemniaki. Stała się to praca zespołowa.  Nadal  była jedna dyrygentka ale nic by nie dokonała bez orkiestry.

Obiad był udany i pyszny.

(Autor P.J.)

Ośrodek Ku Dobremu oczami kota Fidżiego

Miau….. no człowieki, przyszedłem zjeść! Czemu nikt mi nie daje jeść?! Długo mam tu jeszcze czekać … o jaka fajna ściana muszę się o nią otrzeć ! Nie wytrzymam, podrapię im to okno… no idzie. Mrrr… daj mrrr… żarcie mrrr… mi!

Dobra najadłem się, teraz mnie wpuście bo mi zimno! Białe kafelki, dobrze zostawię ślady i będę wiedział którędy wracać. Może poocieram się o nogę stołu, nie, jednak się położę… Co to? Choć tu, złapię Cię! Mam Cię.. aha to mój ogon. Dobra idę na kanapę, jeju ile tu człowieków , co oni tu robią? I czego stukasz głupia, no dobra wskoczę, miziaj! Mrrr mrr mrr już nie miziaj! No widzisz nie chciałem żebyś miziała, a teraz jesteś podrapana, twoja wina. Idę stąd, wkurzasz mnie. Pójdę sobie na górę… mm może  lewo… fuuu tu śmierdzi. Może jednak prawo… ene due like fake na które łóżko kotek skacze. Tu miękko, a nie jednak twardo… tu miękko, a nie jednak twardo. No co ja mogę, nie wyjdzie bez ugniatanka.

I co to a być? Nie widzisz ze śpię,  po co to światło świecisz? Nie ma koteczka, uważaj sobie ty… nie no miziaj… a masz ty małpo! Dobra już się nie pień,  idę sobie, jakiś dom wariatów nie ma co! Brrrr! Zimno… mogłem jej nie drapać.

(Autor P.J.)

O tym jak muzyka nie pozwoliła mi upaść

Muzyka? Dla mnie muzyka jest czymś zupełnie innym niż dla wielu przeciętnych ludzi. Dla mnie jest pomocną dłonią która jest przy mnie w tych okropnie ciężkich dla mnie momentach ale i w tych pięknych chwilach. Do pięknych chwil zaliczam występy taneczne , wokalne i aktorskie w teatrze i na Warszawskim Torwarze. Pozwalało mi to się wyluzować, odpocząć  oraz zapomnieć o problemach i po prostu oddać się pasji. Czułam się wtedy dobrze i bezpiecznie oraz, że jestem w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie. Wiele razy gdy miałam jakiś problem to szłam na zajęcia by odreagować i mimo, że było ciężko to sobie z tym radziłam. W momencie gdy zaczęłam brać narkotyki przestało mi zależeć na pasji i nie chciało mi się chodzić na zajęcia ale nadal zależało mi na muzyce. Muzyki słuchałam głownie z głośnika korzystając z telefonu ,ostatnie 4 miesiące przed przyjazdem do ośrodka nie miałam telefonu za kare za moje zachowanie, naukę oraz późne powroty do domu. Rzadziej też miałam okazje słuchać muzyki w domu która mi pomagała. Słuchałam ją wychodząc z toksycznym towarzystwem, więc miałam ją prawie 24/7.Pomogła mi również zdecydować ostatecznie o tym że chcę tu przyjechać. Rodzice by mnie przekonać, bo się bałam, powiedzieli że jeśli się zgodzę to całą drogę będę mogła słuchać muzyki i dostane telefon na te 6,5 h. Gdyby nie to prawdopodobnie bym tu nie przyjechała, więc muzyka nie świadomie przyczyniła się do mojego leczenia. Pomogła mi również tu nauczyć się radzić sobie z głodem, tańczyłam lub grałam na gitarze. Później jako motywacje postawiłam sobie powrót do pasji czyli tańca. Uważam że była ze mną zawsze gdy jej potrzebowałam i pomagała mi powstać gdy tak naprawdę upadłam walcząc z uzależnieniem.

(Autor B.O.)

Mój pierwszy dzień

Jak wyglądał mój pierwszy dzień?

Myśle, że podobnie  jak u każdego innego pacjenta ale do pisania tej pracy nie jest mi chyba potrzebne wymyślanie ,tylko pisanie z serca i tego co tak naprawdę wtedy czułam. Dzień w którym tu przyjechałam jest prawdopodobnie jednym z zimniejszych i deszczowych dni grudnia, dokładnie był to 10-12-17r.Przyjechaliśmy tu naszym złotym oplem Merivą o godzinie 16:30 pod ośrodek. Zobaczyłam nie za duży szary dom i pierwsze co przykuło moją uwagę to napis ‘’sam sobie nie poradzę’’ napisany przez wtedy nie znaną mi współlokatorkę Oliwię. Poza tym stał tam też Darek, wyczekiwał mojego przyjazdu by dokonać przyjęcia i zapoznania mnie z zasadami w dyżurce. Ostatnią chwile tego dnia spędziłam w dość męczący sposób, najpierw przez ponad godzinę słuchałam coraz to nowych zasad które musze przestrzegać a później bardzo długie spotkanie wieczorne zaraz po przyjęciówce. Męczyła mnie spora gorączka spowodowana moim wciąż towarzyszącym przeziębieniem. Stresowałam się i nie chciałam tu być ale w gruncie rzeczy nie było tak źle, poszłam do pokoju i przyjęłam ostatnie pozostałe łóżko i pojedyncze wysoko położone półki na ubrania. Poznałam współlokatorki-14-letnią O. oraz wtedy jeszcze 17-letnią J. Polubiłam je lecz bałam się że bez wzajemności. Dzień minął dość szybko, miałam w głowie następne 3 dni ochronki. Długo myślałam o zaistniałej sytuacji i nie mogłam zasnąć, ale gdy to się stało nic nie było wstanie mnie obudzić, no chyba że gong na pobudkę następnego  dnia. Tak  też się stało.

(Autor B.O.)

Motywacja do leczenia 4

Moją motywacją do leczenia jest przede wszystkim moja pasja-taniec. Trenowałam wiele lat od tańca klasycznego po taniec współczesny czy hip hop. Na 1 zajęcia poszłam w I klasie szkoły podstawowej, odbywały się w szkole. Później w III klasie zmieniłam te zajęcia na szkołę tańca ‘’duet Dance’’. Na początku IV klasy poszłam na casting do Warsztatowej Akademii Musicalowej,  gdzie w przyszłości chciałabym pracować jako instruktorka tańca. Chodziłam tam na zajęcia 3 lata. W momencie gdy w połowie I klasy gimnazjum zaczęłam olewać wszystko i wszystkich łącznie z tańcem, z powodu brania. Opuszczałam zajęcia przez ok.2 miesiące po czym ostatecznie zrezygnowałam. Związku z braniem miałam też słabe oceny, które dodatkowo przeszkadzały mi w realizacji pasji. Dopiero teraz w ośrodku zrozumiałam jak bardzo mi tego brakuje i znów zaczęłam ćwiczyć. Postanowiłam postawić sobie pasje jako motywacje.  Chcę się leczyć, móc wrócić do domu i znów zapisać się na treningi. Poza tym motywują mnie również rodzice Mam w nich wsparcie i nie chcę go stracić. Chcę by znów  byli ze mnie dumni i bym nie musiała przysparzać im zmartwień. To są moje dwie najważniejsze motywacje i  to one pozwolą mi walczyć i w rezultacie wyjść z uzależnienia. Koniec.

(Autor B.O.)

Wzloty i upadki uzależnionej 14-latki – czyli moja historia

Cześć, mam 14 lat i od ponad miesiąca jestem pacjentką ośrodka ‘’Ku Dobremu’’. Moja historia pewnie nikogo nie zdziwi, wzloty i upadki uzależnionej nastolatki, tak bym to nazwała. Przyjechałam tu ponieważ musiałam, nie dlatego że chciałam. Nie czułam się uzależniona, nawet  w  100% nie znałam znaczenia tego słowa, nadal nie chcę się czuć się osobą uzależnioną, ale co ja mogę jak w mojej głowie działa mechanizm iluzji i zaprzeczeń. Zaczęło się w niewinny sposób. Było to na początku I klasy gimnazjum, pod koniec września, wracałam ze szkoły, kiedy spotkałam dwie lekko wstawione koleżanki ,chciały bym z nimi została i tak też zrobiłam. Nieświadoma konsekwencji spróbowałam pierwszy raz alkoholu w taki sposób, że wywarło to na mnie jakieś większe odczucia i zmiany w zachowaniu. Z narkotykami było podobnie, jedno wyjście w weekend, alkohol i stan w którym po nim byłam stał się dla mnie monotonny. Było we mnie dużo niepewności ale chciałam spróbować czegoś innego . Z czasem więcej coraz to nowych substancji w różnych ilościach, gdy organizm się przyzwyczajał. Zrezygnowałam z tańca po wielu latach treningów. Nie interesowały mnie zajęcia, wolałam siedzieć ze znajomymi .W pewnym momencie sama zaczęłam zauważać, że coś jest nie tak. Przechodziły mi  przez głowę myśli ‘’jest już późno, powinnam wracać do domu’’ ale chęć zostania była silniejsza. Zauważyłam, że bardziej od używek jestem uzależniona od mojego środowiska, byłam w stanie zrobić wszystko żeby z nimi być, nie ważne gdzie i o jakiej porze. Tak wyglądało moje życie do 10-12-2018r,wtedy właśnie przyjechałam do ośrodka ’’Ku Dobremu’’, byłam zupełnie inną osobą choć dalej nie jestem doskonała. Ludzie się zmieniają na gorsze ale i na lepsze w tym ja również…

(Autor B.O.)